W drugim wpisie z serii „Top 10 błędów” przedstawiam najczęstsze błędy, które popełniają osoby na poziomie średnio zaawansowanym. Przyznam, że miałem problem z ograniczeniem się do tylko 10 akurat na tym poziomie, ale po konsultacji z kilkoma innymi nauczycielami udało mi się stworzyć niniejszą listę.
Zaczynając od zagadnień prostszych, osoby nawet z porządną wiedzą potrafią używać niewłaściwych forma czasownika po czasownikach modalnych. Zazwyczaj jest to bezokolicznik z to (czyli tak zwany full infinitive bądź też bezokolicznik pełny), ale i zdarzają się inne końcówki, które wydają się właściwe dla danego czasu. Na szczęście tutaj wystarczy uświadomić sobie, czym tak naprawdę są czasowniki modalne i jak funkcjonują. Przede wszystkim same w sobie nie mają znaczenia, więc nie mogą wystąpić samodzielnie i nie podlegają standardowym regułom czasów, stron i trybów gramatycznych. Zmieniają jednak (modulują) znaczenie innych czasowników. Niekiedy pomaga też wiedza, że ich druga nazwa to czasowniki ułomne, o czym jakoś jednak niewiele osób wie; wszystko więc, czego nie dotkną, jest ograniczone w formie. Czasowniki modalne więc same w sobie nie przyjmują żadnych form (czyli końcówek) oraz występują tylko w bezokoliczniku bez to (czyli w formie bare infinitive). Co więcej, te same reguły stosujemy też do tych czasowników, do których odnoszą się czasowniki modalne. Stąd mamy He can lend me his car („Może mi pożyczyć samochód”), a nie He cans lend/cans lends/can lends me his car ani żadną inną zwariowaną kombinację.
Koniec słodkiego pierdzenia, pora na hardkorowy kokos, czyli mylenie przedimków. Przedimek określony the, nieokreślony a oraz an i zerowy to zmora niemal każdego uczącego się języka angielskiego, szczególnie jeśli w jego ojczystym języku nie ma nic na kształt przedimków. W języku polskim, jak zauważyliście, nie ma. Nie dość więc, że niemal od pierwszych zajęć okazuje się, że trzeba zacząć postrzegać świat nową klasą wyrazów, to jeszcze wyrazy te są bardzo często nieprzetłumaczalne. Jak się ich uczyć? Nie ma na to recepty, ale mogę zaoferować trzy wskazówki. Po pierwsze należy pamiętać, że są bardzo istotne w komunikacji i zmiana przedimka łączy się ze zmianą znaczenia, np. Yesterday I ate chicken for dinner oznacza „Wczoraj na obiad jadłem kurczaka” (czyli że mięso), ale Yesterday I ate a chicken for dinner to już „Wczoraj na obiad zjadłem całego kurczaka”. Po drugie dosłownie każdy rzeczownik w języku angielskim musi być określony przedimkiem. Po trzecie da się je ogarnąć, ale trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, co jednak nie powinno być niczym nowym dla osoby chcącej nie tylko opanować język obcy, ale i mówić poprawnie.
Dużym wyzwaniem jest mówienie o przyszłości. Niby nic, ale istnieje dużo konstrukcji pozwalających na mówienie o niej: 4 czasy przyszłe na dzień dobry, a do tego kilka konstrukcji peryfrastycznych w czasach teraźniejszych trybu oznajmującego (o trybie łączącym nie wspominając, ponieważ – uchylając przerębel tajemnicy – to jedno z zagadnień na wpis o najczęstszych błędach z poziomu zaawansowanego). Zdania „Wyjeżdżamy o ósmej” oraz „Chyba będzie padać” można przetłumaczyć na wiele sposobów w zależności od choćby nawet formalności sytuacji, a nawet naszego nastawienia względem tego, co i o czym mówimy. Raz będzie właściwe powiedzieć We’re leaving at 8, raz We leave at 8, a innym razem We will leave at 8, podobnie jak można powiedzieć I think it’ll rain czy I think it’s going to rain. Wszystko zależy od kontekstu.
Problem sprawiają też twierdzenia rozpoczynane od czasownika be. Chodzi mi o zdania, którymi komunikujemy, że coś lub ktoś gdzieś się (nie) znajduje. Jest to o tyle podchwytliwe, że w języku polskim szyk zdania jest swobodny i w sumie nie ma większego znaczenia, co gdzie wstawimy, bo i tak całość będzie jasna. Pewnie, że akcent logiczny jest nieco inny w zdaniu „Telefon jest w biurze” (The phone is in the office) niż w zdaniu „W biurze jest telefon” (There is a phone in the office), ale w języku angielskim istnieje reguła mówiąca, że nie jest zbyt naturalne rozpocząć zdanie od nieokreślonego rzeczownika. Co prawda zdanie A phone is in the office jest gramatycznie poprawne, ale jednocześnie jest dość niezgrabne i większość rodzimych użytkowników języka angielskiego tak nie powie. Nieokreślony rzeczownik ze zdania A phone is in the office trzeba więc wywalić z początku. No tylko jeśli to zrobimy, to zostaniemy ze zdaniem rozpoczynającym się od czasownika is, a co się rozpoczyna od czasownika w języku angielskim? Pytanie. Tak więc potrzebujemy czegoś, co pozwoli zachować szyk twierdzenia przy jednoczesnym utrzymaniu rzeczownika na późniejszej pozycji. Tym czymś jest nieprzetłumaczalne słówko there, stanowiące pusty podmiot zdania: There is a phone in the office. Niby nic, ale trzeba też pamiętać, że w tej pozycji there to żadne „tam”. Jeśli chcemy powiedzieć np. „Tam jest mój samochód”, to powiemy There’s my car (over) there. Dopiero to drugie there (często zresztą występujące w połączeniu ze słówkiem over) oznacza „tam”.
Przez to, co mamy w naszym pierwszym języku, wiele osób upycha przysłówki i zaimki względne obok siebie. Brzmi skomplikowanie, a mam na myśli łączenie słówek typu there, then czy that ze słówkami typu where, when czy what. Faktycznie, w języku polskim powiemy „Chodźmy tam, gdzie się spotkaliśmy” czy „Nie rób tego, czego ja bym nie zrobił”, ale po angielsku nikt nie powie Let’s go there where we met czy Don’t do that what I wouldn’t do (z tych zdań pozbędziemy się there oraz that). Dzieje się to za sprawą kolejnej reguły, która mówi, że gramatyczne określniki (ang. determiners) zwykle wykluczają się wzajemnie. To właśnie dlatego nie mówimy też Let’s go to the my car czy I want an another coffee, a powiemy (tu w zależności od kontekstu) Let’s go to the/my car oraz I want another coffee.
Teraz nieco fonetyki, zaczynając od wymowy zbitki liter th, która może nastręczać problemów, gdyż reprezentuje dźwięk nieobecny w języku polskim, co samo w sobie wydaje się przerażające i fascynujące zarazem. Na szczęście występuje tylko pod postacią zbitki th i robi się go bardzo prosto, o czym możecie się przekonać, czytając artykuł Jak poprawnie wymawiać angielskie th?, gdzie znajdziecie też filmik instruktażowy. Jeden haczyk tkwi w tym, że nie zawsze th czytamy w ten sposób, bo – rzadko, ale jednak – zdarza się, że czytamy jak zwykłe [t], np. Thailand i Thames. Drugi haczyk tkwi w tym, że dźwięk ten ma dwie wersje, dźwięczną [ð] jak w wyrazie mother i bezdźwięczną [θ] jak w wyrazie bath, przy czym nie istnieją reguły rządzące tą dźwięcznością; w jednym słówku będzie pierwsza wersja, a w innym druga. Trzeba więc każdorazowo sprawdzać, co się kryje za literami „th”, i nie wolno sobie go zamieniać na dźwięk [t], [d], [f] czy nawet [s] bądź [z], co niektórzy Polacy namiętnie robią. Należy o tym dźwięku pamiętać i go ćwiczyć, bo poprawne używanie go to nie tylko kwestia ładniejszej wymowy, ale po prostu znaczenia, no chyba że dla kogoś nie ma znaczenia, czy np. powie „trzy” (three), czy „drzewo” (tree).
Drugą kwestią fonetyczną jest niepoprawny akcent zdaniowy przy czasownikach can/can’t oraz want to/won’t. Jest to tak częsty błąd, że nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś zaskoczył mnie poprawną wymową. Na szczęście sprawa jest bardzo prosta nawet jeśli pominę wymowę samych czasowników. Otóż akcent zdaniowy w języku angielskim jest równie przyjemny, co w języku polskim. Istnieje naturalna melodia języka, gdyż pewne elementy w zdaniu zazwyczaj są lub nie są akcentowane, ale akcent można przesunąć na co tylko chcemy. Jeśli chodzi o nasze dwie pary czasowników, to należy tylko zapamiętać, że przeczenia w języku angielskim zawsze akcentujemy. Zdania I can’t help you with this now („Nie mogę ci w tym teraz pomóc”) oraz I can help you with this now („Mogę ci w tym teraz pomóc”) w wymowie różnią się niemal tylko akcentem naszego czasownika modalnego can: w pierwszym będzie akcentowany, ale w drugim już nie. Podobna różnica jest w zdaniach We won’t take you with us („Nie weźmiemy cię ze sobą”) oraz We want to take you with us („Chcemy wziąć cię ze sobą”), gdzie największa różnica leży właśnie w akcencie przy won’t i braku akcentu przy want to.
Ostatnią kwestią fonetyczną, którą poruszę, jest zła wymowa przeszłych form czasowników. Temat jest rozległy, ale generalnie rozbija się o dźwięki samogłoskowe, których w języku polskim albo nie ma, albo nie niosą ze sobą nowego znaczenia, oraz o utrzymywanie dźwięczności dźwięków spółgłoskowych na końcu wyrazu, co w języku polskim nie ma miejsca. Zgodnie z tym końcówkę ed w czasownikach regularnych arrived, walked i waited przeczytamy odpowiednio [d], [t] oraz [ɪd]. Tak samo jest w czasownikach nieregularnych typu build i built, które w wymowie muszą się różnić ostatnim dźwiękiem spółgłoskowym (a konkretnie jego dźwięcznością); Polacy mają tu tendencję wszystko ubezdźwięczniać i czytać jak [t] dzięki naszemu procesowi ubezdźwięczniania na końcu wyrazów. Podobnie jest w czasownikach nieregularnych, których temat ulega zmianie w formie drugiej i/lub trzeciej, np. ran i run podobnie jak drank i drunk nie czyta się tak samo – ukryte pod postacią liter „a” oraz „u” są dźwięki [æ] i [ʌ] odpowiednio.
Przez to, że w porównaniu z językiem angielskim język polski jest dość ubogi w czasy gramatyczne (choć niektórzy gramatycy skłaniają się ku wersji, że w angielskim czasy mamy całe dwa, a reszta to tzw. konstrukcje peryfrastyczne) i nie posiadamy akurat tego czasu, uczący się bardzo często i stosunkowo długo mają trudności z użyciem czasu Present Perfect. Problemy zaczynają eksplodować z książki w twarz już podczas próby definicji tego czasu, ponieważ wbrew nazwie nie jest to czas teraźniejszy, ale i nie jest przeszły. To coś pomiędzy, co raz tłumaczy na język polski jako czas teraźniejszy (Marcel’s got fair hair oznacza „Marcel ma jasne włosy”), a innym razem jako czas przeszły (I’ve bought a new car to „Kupiłem nowy samochód”). Żeby go zrozumieć i być w stanie poprawnie stosować, trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Trzeba też myśleć, a nie uczyć się zdań na pamięć. Gramatyka to bowiem nie puste rycie regułek na pamięć, a umiejętność kojarzenia faktów i dostrzegania wzorów. Nie obejdzie się bez przemyślanej nauki popartej stałą praktyką.
Ostatnim jednogłośnie wybranym przez wszystkich nauczycieli błędem jest poddawanie się i rezygnacja z dalszej nauki. Żaden inny poziom nie notuje tak dużego odsetka ludzi rezygnujących z nauki jak właśnie intermediate. Pomijam osoby z poziomów początkowych elementary oraz beginner, które uległy reklamom „cudownych” metod i narzędzi i które rezygnują z nauki po tygodniu, gdy okazuje się, że jednak bez wkładu własnego nigdy niczego się nie nauczą. Warto być świadomym nie tylko swych mocnych i słabych stron, ale i wiedzieć, jak nieświadoma wiara w popularne mity o nauce języka może nam zaszkodzić. Poziom średnio zaawansowany jest trudny pod względem psychologicznym i merytorycznym. Z jednej strony to tutaj ludzie dostają obuchem w twarz, gdy okazuje się, że nagle przestają zauważać swoje postępy, więc mają wrażenie, że stoją w miejscu. Na wcześniejszych poziomach stale pojawiały się jakieś nowości i prawie każda lekcja obfitowała w potężną dawką słownictwa, a tu nagle okazuje się, że materiał zaczyna się powtarzać. Jest głębszy i szerszy, to fakt, ale coraz częściej wraca się do czegoś, co już było. Znacząca część gramatyki też już została odkryta i choć na uczących się czekają nowe zagadnienia, zwykle nie są takimi odkryciami jak poznanie trybu łączącego czy porównanie czasów Present Simple i Present Continuous. Z drugiej strony, jeśli kogoś wcześniej nie dorwało, to tutaj przychodzi zwykłe zmęczenie materiału. Poziom średnio zaawansowany to poziom wymagający nie tylko teoretycznej wiedzy, ale i przede wszystkim praktycznych umiejętności w pisaniu, czytaniu, słuchaniu i mówieniu. Naprawdę warto jednak starać się wytrwać, gdyż będąc na poziomie intermediate możemy być samodzielni w posługiwaniu się językiem względnie poprawnie w wielu codziennych sytuacjach, a poziom ten jest niezbędny w drodze ku biegłości. Rezygnacja z dalszej nauki to najgorsze, co można sobie na tym etapie zrobić, bo wiecie, czym się różni mistrz od ucznia? Tym, że ten pierwszy się nigdy nie poddał. Jak ułatwić sobie codzienną naukę przeczytacie w tekście 7 wskazówek, jak szybciej uczyć się języków, a jak się nie poddać i wytrwać w nauce dowiecie się z artykułu Automotywacja do nauki języków obcych w 7 krokach.
Uwaga: wpis zawiera symbole IPA (International Phonetic Alphabet, czyli Międzynarodowy alfabet fonetyczny). Bez odpowiedniego wsparcia ze strony oprogramowania możliwe jest, że w miejscu właściwych znaków Unicode pojawią znaki zapytania, kwadraty i inne niefonetyczne symbole. Ponadto jako anglista, nie amerykanista, siłą rzeczy mówię tu o brytyjskiej wersji języka angielskiego. Więcej o symbolach, ich znaczeniu i wymowie znajduje się we wpisie Angielska fonetyka: zarys dźwięków.
Bardzo konkretny tekst. Ale się napracowałaś. Podziwiam!
Napracowałeś. 😉 Dzięki! Sam bardzo lubię tego typu wpisy.