„Opowieść o angielskich czasach” – recenzja

Dzisiaj przyjrzę się „Opowieści o angielskich czasach” od Preston Publishing; podręcznikowi, który ma stanowić klucz do zrozumienia logiki angielskich czasów, dzięki któremu będziemy trafnie i intuicyjnie dobierać odpowiednie formy. Tyle zapewnień od autora. Ile w tym prawdy?

Milion procent prawdy w prawdzie! Książka jest fenomenalna i wyróżnia się na tle niezliczonych pozycji przede wszystkim rozdziałem wstępnym zawierającym niezbędne informacje o angielskich aspektach – czym są, jak mają się do siebie nawzajem, jak odnoszą się do języka polskiego. Dlaczego to mnie tak oczarowało? Odpowiedź jest prosta. Zrozumienie angielskich aspektów, których jest dwa razy więcej niż w języku polskim, jest kluczowe do zrozumienia i intuicyjnego używania nie tylko angielskich czasów, ale i wszystkich innych gramatycznych konstrukcji, w tym dla Polaków tak abstrakcyjnych, jak osiem rodzajów bezokoliczników (lub cztery rodzaje lub szesnaście rodzajów, w zależności, jak liczymy). Łatwo bowiem wyobrazić sobie, co oznacza przeszłość, o co chodzi w teraźniejszości czy kiedy mowa o przyszłości. Sztuka jednak polega na objęciu rozumem relacji czasowych pomiędzy czynności w ramach danej płaszczyzny czasowej, to znaczy jak wyrażamy jednoczesność, jak uprzedniość, jak łączyć teraźniejszość z przeszłością, dlaczego niekiedy czasy przyszłe stosowane są do mówienia o przeszłości, a przeszłe do opisywania przyszłości. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, a to wszystko zaklęte jest w aspektach. Co więcej, opisane przez autora aspekty nie są potraktowane pobieżnie; wita nas bowiem aż 15 stron poświęconych jedynie im, stanowiąc świetną podstawę do nauki z dalszych rozdziałów.

No właśnie, dalsze rozdziały lubieżnymi garściami czerpią ze wstępu, nawzajem się uzupełniając. Rozdziały są podzielone na pary czasów, dzięki czemu nikt nigdy niczego nie uczy się (ach, te wielokrotne przeczenia!) w izolacji, a od razu w odniesieniu do innej konstrukcji najczęściej mylonej z danym czasem, np. Present Simple i Present Continuous, Past Simple i Present Perfect czy Future Perfect i Future Perfect Continuous. Książka jest tłuściutka, bo liczy prawie 290 stron, i wszystko jest wyczerpująco opisane – same czasy teraźniejsze to lektura ponad 70 stron teorii i ćwiczeń. Po każdej płaszczyźnie czasowej, czyli przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, mamy też powtórzenie, gdzie wszystko jest wymieszane tak, by zrobić czytelnikowi wodę z mózgu. W pozytywnym znaczeniu, oczywiście. Wiecie, jak mówią: najpierw masa, później forma; najpierw woda, później mózg. Czy coś. Cała teoria poparta jest wieloma ćwiczeniami zarówno pisemnymi, jak i ustnymi (na końcu podręcznika znajduje się klucz do części pisemnej) i naprawdę tworzy ona opowieść, dlatego tytuł książki jest jak najbardziej adekwatny do treści.

Jestem przekonany, że z zawartej w podręczniku wiedzy mogą skorzystać przede wszystkim ci, którzy pomimo lat nauki nadal nie potrafią poprawnie stosować angielskich czasów. Sądzę też, że książka jest na tyle cenną i oryginalną pozycją, że powinna znaleźć się w biblioteczce każdego, kto uczy się języka angielskiego bez względu na poziom zaawansowania.

Czy mogę się do czegoś przyczepić? A wyglądam na brelok do kluczy?

One comment to “„Opowieść o angielskich czasach” – recenzja”
  1. Zerknę z przyjemnością na tę pozycję. Przed laty pozbierałam się z angielskimi czasami dzięki książeczce Juliana Brudzewskiego „Wyprawa na wyspę angielskich czasów”. Też polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *