Dzisiaj kolejna część serii o angielskich słówkach, których wymowa jest tak zła, że gorsza być nie może. Kto się odważy, może zapoznać się ze słówkami poprzednich części, bo jeśli się je tylko czyta, uszy można oszczędzić i przy okazji nauczyć się czegoś nowego.
- abeyance – ten formalny rzeczownik występuje w całkiem przydatnym wyrażeniu in abeyance, co można przetłumaczyć „w zawieszeniu” czy „odroczony”. Wymowę też wolałbym odroczyć until further notice, no ale nie na tym polega niniejszy wpis… Czytamy [ə’beɪəns]. Bardzo to nieangielskie.
- pansy – z jednej strony słodki kwiatuszek bratkiem zwany, a z drugiej osoba miękka czy nijaka. Wymowa równie nijaka, bo [’pænzi].
- conundrum – niby ładny rzeczownik, który oznacza „zagadka” lub „problem”, ale jest taki fonetycznie ciosany jak jakiś dziki zwierz z buszu: [kə’nʌndrəm].
- adultery – ten wyraz oznacza „cudzołóstwo” lub, jak ja to lubię nazywać, „cudzołowiectwo”. Z nim łączy się cała historia! Poznałem go bodajże na pierwszym roku studiów, gdy pojawił się na kolokwium z semantyki. Trzeba było podać jego definicję oraz zastosować w zdaniu. Jako że nie wiedziałem co to, pomyślałem, że chodzi o „dorosłość” (w końcu mamy adult), no ale się troszkę pomyliłem… Wymawiamy [ə’dʌlt(ə)ri]. Podsumowując, głupi wyraz i tyle.
- fungus – jest to po prostu „grzyb”, a czytamy [’fʌŋɡəs]. Ciekawostka dnia: liczba mnoga podwójna – angielska funguses i łacińska fungi.
- scrotum – kolejny anatomiczny wyraz, którego polski odpowiednik jest równie apetyczny w wymowie: „moszna”. Po angielsku czytamy [’skrəʊtəm].
- buxom – moja relacja z tym przymiotnikiem jest książkowym przykładem love-hate. Z jednej strony wygląda ciekawie tłumaczy się go jako „obfity” czy nawet „o (g)rubensowskich kształtach”, ale z drugiej mamy mało romantyczną wymowę [’bʌks(ə)m], która przypomina mi nazwę leku na zatwardzenie.
- clog – mówiąc o zatwardzeniu, clog jako czasownik oznacza „zatkać” czy „zapchać”, a jako rzeczownik to holendersko-lekarski „chodak”. Występuje też w ciekawym złożeniu clever clog, którym nazwiemy osobę przemądrzałą. Może dlatego, by sobie te swoje mądrości wsadziła i się zatkała? Tak czy siak, czytamy równie topornie jak piszemy: [klɒɡ].
- baloney – ten rzeczownik należy do mówionego języka angielskiego i tłumaczymy go jako „bzdury”, „nonsens” czy „banialuki”. Jego wymowa to [bə’ləʊni].
- force majeure – technicznie rzecz ujmując to dwa wyrazy, ale to wyrażenie (w terminologii prawniczej oznaczające „siła wyższa”) jest przedstawicielem całej masy słówek francuskiego pochodzenia, które czytane na modłę angielską tracą urok i są po prostu niezgrabne, niemiłe dla ucha, jeśli tylko się wie, jak się je czyta w oryginale, czyli zgodnie z zasadami francuskiej wymowy. Po angielski przeczytamy [,fɔ:(r)s mæ’ʒɜ:(r)], ale uwierzcie mi, że po francusku brzmi o niebo lepiej (no ale nowością nie jest, że po francusku to nawet „sraczka” brzmi jak średniowieczna poezja śpiewana na harfie).
Te i inne słówka dostępne są też w mojej klasie na platformie Quizlet (instrukcja obsługi wraz z przeglądem ćwiczeń znajdują się we wpisie Quizlet: platforma do nauki słownictwa).
Uwaga: wpis zawiera symbole IPA (International Phonetic Alphabet, czyli Międzynarodowy alfabet fonetyczny). Bez odpowiedniego wsparcia ze strony oprogramowania możliwe jest, że w miejscu właściwych znaków Unicode pojawią znaki zapytania, kwadraty i inne niefonetyczne symbole. Ponadto jako anglista, nie amerykanista, siłą rzeczy mówię tu o brytyjskiej wersji języka angielskiego. Więcej o symbolach, ich znaczeniu i wymowie znajduje się we wpisie Angielska fonetyka: zarys dźwięków.
Ja bym do tego zacnego zbioru dorzucił jeszcze jedno słowo – moim zdaniem o ile użycie go „na podryw” byłoby bardzo chwalebnym gestem, to osoba niezaznajomiona z nim najprawdopodobniej zareagowałaby grymasem i trzy dwa zero chamie zaraz powiem wszystko mamie. A chodzi mi o „pulchritude”, „pulchritudinous” – Ni to ładnie wygląda, ni to dobrze brzmi. Kiedy pierwszy raz napotkałem to słowo, byłem przekonany, że oznacza ono jakiś proces rozkładu, odór albo nierząd. 😀
Faktycznie paskudztwo! xD
Nudzi sie czlowiek w biurze i zastanawia sie czym by tu glowe zajac (co poradze na to, ze mam taka robote). W takich momentach przypomina mi sie, ze gdzies w ulubionych stronach mam blogi jezykowe, moze by wiec zabic ten niesnosny czas jakos pozytecznie? Rozbawiles mnie, jak w przypadku wiekszosci Twoich wpisow, a zatem moge uznac, ze polaczylam przyjemne z pozytecznym 😀 Czekam na kolejne wpisy. Bardzo lubie zagladac na Twoja strone!
That’s the spirit! A świeżutki wpis jak zwykle w czwartek, czyli już jutro. 🙂