„Angielski w tłumaczeniach: gramatyka” poziom podstawowy – recenzja

Dzisiaj pod lupę biorę dwa podręczniki wydawnictwa Preston Publishing „Angielski w tłumaczeniach: gramatyka 1” dla poziomu A1 oraz „Angielski w tłumaczeniach: gramatyka 2” dla poziomu A2. Wydawca sugeruje, że pozycje są dla tych, którzy chcą w krótkim czasie poznać podstawy gramatyki języka angielskiego oraz przydatne zwroty w prostych sytuacjach komunikacyjnych. Czy to się sprawdza?

Hell yeah! Każdy podręcznik, który chociaż zdalnie ma być związany z tłumaczeniami, musi wpaść w moje ręce – zboczenie zawodowe takie. Ale po kolei na drzewo! Okładka prawdę Ci powie, Czytelniku, a na niej przeczytasz, że książki:

  • zawierają ponad 1200 użytecznych zdań i zwrotów
  • posiadają nowatorski a logiczny układ stron motywujący do nauki
  • cechują się przystępnymi objaśnieniami gramatycznymi
  • są dla samouków lub stanowią uzupełnienie tradycyjnej nauki

Do książek dodane są też płyty z nagraniami wszystkich zdań (po jednej na podręcznik) z lektorem o książkowym brytyjskim bedroom voice, więc łączenie przyjemnego z pożytecznym nabiera rumieńców, bo poznajemy język nie tylko od strony pisowni, ale i wymowy, co w języku angielskim jest szalenie istotne, o czym wspominałem w artykule Angielska fonetyka: łączenia międzywyrazowe.

Nie wiem, ile jest zdań, ponieważ ich nie liczyłem, ale to akurat nie jest najistotniejszą kwestią na świecie, bo to, co znajdziemy w książce, jest naprawdę genialne w swej prostocie. Książki do gramatyki nie tylko na poziomie podstawowym właśnie tak powinny prezentować teorię, a wszyscy pokochaliby gramatykę jak ja; miłością bezgraniczną i wzajemną. Nie ma co się oszukiwać, ale wszechobecne suche teoretyczne wykłady, które nader często spotykamy w wielu podręcznikach do samodzielnej nauki, przemawiają chyba tylko do studentów anglistyki, którzy muszą wykazywać się szeroką wiedzą teoretyczną o języku nie tylko obcym, ale i ojczystym. Pewnie, każdy powinien wykazywać się pewną minimalną znajomością podstaw gramatyki teoretycznej (terminologii), jeśli chce się uczyć jakiegokolwiek języka, ale „Angielski w tłumaczeniach” przedstawia gramatykę tak, jak ja lubiłem, by mi ją prezentowano, i jak ja tłumaczę ją teraz swoim uczniom: inaczej.

Sam układ podręcznika jest bardzo wygodny i przejrzysty; lewa strona to zdania napisane po polsku z miejscem na nasze tłumaczenie, a prawa to gotowe tłumaczenia z objaśnieniami poznawanego w danym rozdziale zagadnienia i z pomysłowymi wskazówkami, w których tkwi oryginalność tej pozycji. Całość jest spójna i w sposób bezbolesny przechodzimy od jednego zagadnienia do drugiego, naturalnie wykorzystując wcześniej zdobytą wiedzę i umiejętności, co wbrew pozorom nie jest taką oczywistą oczywistością, oczywiście. W specjalnej sekcji możemy nawet robić własne notatki oraz kontrolować postępy z książek i płyt jednocześnie.

Podsumowując, czy „Angielski w tłumaczeniach” spełnia swoją rolę? Jak nazwa wskazuje, nauka polega na tłumaczeniu zdań, więc ci, którzy przed tłumaczeniami bronią się ręcyma i nogyma, mogą nie być zachwyceni, ale według mnie na tym polega urok serii, która jest po prostu inna od tego, co oferują niezliczone podręczniki do nauki języka angielskiego, toteż tym bardziej aż żal nie sprawdzić jej potencjału. Na moich lekcjach to pozycja obowiązkowa, a moi uczniowie są zachwyceni. Nie jest też wadą niekiedy dość pobieżne potraktowanie różnych zagadnień gramatycznych z prostego powodu: mamy do czynienia z książkami na poziomie podstawowym mającymi po 152 strony, na których nie ma miejsca na teoretyczne elaboraty. Serię polecam nawet samoukom, którzy chcą liznąć język angielski, ale zdecydowanie najwięcej można wyssać z podręczników, jeśli stanowią uzupełnienie kursu językowego. Jednego jednak nie rozumiem. Podręcznik nr 1, rozdział 28 to „Articles: rodzajniki”. Rodzajniki? Serio?

Na koniec sprostowanie, dlaczego recenzja dotyczy aż dwóch pozycji naraz: ze względu na nieco inne niż standardowe rozłożenie niektórych zagadnień w całej serii podręczników „Angielski w tłumaczeniach”. Wydawca co prawda stosuje oznaczenia skali poziomów biegłości językowej CEFR Rady Europy, ale w podręczniku A1 nie został omówiony czas Past Simple. Czy to źle? Moja chrześnica by powiedziała, że to dramat, ale tak naprawdę nie stanowi to problemu, ponieważ książka nie spadła z kosmosu, a jest częścią serii. Czas Past Simple jest więc omówiony na początku podręcznika A2, zatem równowaga dla całościowo ujętego poziomu podstawowego została zachowana. Podobnie z czasem Present Perfect; według poziomów CEFR powinien pojawić się na A2, ale wydawca „Angielskiego w tłumaczeniach” przerzucił go na sam początek podręcznika B1 dla średnio zaawansowanych. Wszystko jest jednak pod kontrolą, ponieważ najważniejsze, że zachowana jest logiczna ciągłość.

4 comments to “„Angielski w tłumaczeniach: gramatyka” poziom podstawowy – recenzja”
  1. Z tej serii mam książkę o czasach. Jest genialna. W ramkach obok zdań jest wytłumaczone jak krowie na rowie np. umarł, tym samym zerwał związek z teraźniejszością. To pozwala zacząć poruszać się po angielskich czasach wręcz intuicyjnie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *