Czy wiecie, że 26 września to Europejski Dzień Języków Obcych, ustanowiony przez Radę Europy? Autorzy zrzeszeni w grupie blogerów językowo-kulturowych postanowili jednak temat rozciągnąć, jeden dzień zamieniając w cały miesiąc – Miesiąc Języków – podczas którego każdego dnia aż do wspomnianego święta autorzy będą prezentować wybrany przez siebie temat. Jak świętować, to świętować! Pełną parą, gębą i łapą.
Jako że wrzesień to czas, w którym wielu z Was rozpoczyna naukę, ja postanowiłem przypomnieć, że Wasi nauczyciele też kiedyś zaczynali jak wszyscy inni, czyli od podstaw. Nikt nie urodził się z dyplomem i tytułem w tyłku, a przynajmniej nie słyszałem o takim fenomenie.
Brace yourselves, bowiem oto otworem lubieżnym stoją przed Wami 33 pikantne fakty o moim intymnym związku z językiem angielskim!
1. Kiedyś nie lubiłem języka angielskiego. Miłość przyszła w liceum, podlewana burzą hormonów rozkwitła z wykwitami na skórze i od tej pory żyjemy w szczęśliwym związku. Z angielskim, nie problemami skórnymi.
2. Jakimś cudem nigdy nie brałem udziału w żadnym konkursie czy żadnej olimpiadzie z języka angielskiego.
3. Wiedząc, ile gubi się w tłumaczeniu, stawiam na oryginalne wersje angielskojęzyczne filmów i seriali. O ile napisy mi nie przeszkadzają, bo mogę ich nie czytać, o tyle lektor mnie już mierzi, bo w żaden sposób go nie zagłuszę. Chybe że czipsotami.
4. Połowa mojej rodziny wyemigrowała do Kanady, ale ja nie otrzymałem wizy ze względu na niepełnosprawność. Może kiedyś osiądę w kraju klonowego liścia, a jak nie… no cóż, będę więcej wydawał na syrop klonowy, który w Polsce jest bardzo drogi, porównując ze śmiesznymi cenami w Kanadzie.
5. Pierwotnie miałem studiować na podwójnym kierunku angielski i psychologię, ale z powodu niewystarczającej liczby chętnych kierunku nie utworzono. Do tematu jednak wróciłem i w roku, w którym ukończyłem anglistykę, rozpocząłem psychologię kliniczną. Dwa “mgr” przed trzydziestką zdobyte? Tak, a więc plan wykonany.
6. Równocześnie z anglistyką studiowałem germanistykę. Mój niemiecki aktywny wciąż jednak kulał, co zaczęło mieć wpływ na język angielski. Podjąłem wtedy trudną decyzję i po 3. roku zrezygnowałem z germanistyki, żeby móc skupić się na jednym języku. I nie żałuję.
7. Podczas studiów nie zdałem jednego egzaminu, na dodatek nie w Polsce, a w Wielkiej Brytanii. Egzamin z przedmiotu Arts, Media, and British Culture polegał na przygotowaniu podcastu na wybrany przez siebie temat. Jako że pisałem wtedy pracę magisterską z błędów w tłumaczeniach, postanowiłem zaprezentować według mnie szalenie ciekawy temat o teorii znaku i jak się ona ma do procesu translacji. Wykładowca temat zaakceptował, a następnie mnie oblał, uzasadniając, że się na tym nie zna. W czas się zorientował…
8. Kiedyś miałem ogromny problem ze słówkiem twelve i zawsze zamieniałem miejscami litery w i v. Dopiero moja nauczycielka zadała mi ćwiczenie, które dziś wiem, że jest ćwiczeniem behawioralnym i które teraz ja pokazuję swoim uczniom, gdy popełniają wciąż ten sam błąd lub nie mogą czegoś zapamiętać. Co to za ćwiczenie, przeczytacie tutaj.
9. W podstawówce byłem wielkim kozakiem, który co lekcję angielskiego zgłaszał się do czytania na ocenę. Pewnego razu przekozaczyłem jednak, bo nie zapoznałem się zawczasu z tekstem i nie sprawdziłem, że ocean jednak nie czyta się “ołsijen”.
10. Moje pismo odręczne jest tak specyficzne, że nikt na studiach nie pożyczał ode mnie notatek. Jak specyficzne? Gdy piszę szybko, litery w, r, u, n, h i zbitkę rz piszę w ten sam sposób, t wygląda jak plusik i w ogóle nie odrywam długopisu od kartki, łącząc litery i wyrazy w jeden hieroglificzny ciąg.
11. Do jednego kolokwium z niemieckiej semantyki byłem tak świetnie przygotowany, że napisałem w poprzek kartki I’m stupid. Z serduszkiem zamiast kropki nad i.
12. Zawsze lubiłem się uczyć, ale nie cierpiałem zajęć w uczelnianej bibliotece (w której bez względu na porę roku było milion stopni), bo polegały głównie na wertowaniu słowników i zakuwaniu regułek. Wtedy byłem młody i naiwny, a dzisiaj już tylko młody, bo wiem, że praca z porządnym słownikiem jest niezwykle istotnym elementem nauki i pracy językowca.
13. Będąc na studiach mężczyzną teoretycznie dojrzałym w każdym aspekcie swego jestestwa, do porzygu bałem się egzaminu z historii Wielkiej Brytanii, bo historia zdecydowanie nie leży na gruncie moich głównych, pobocznych ani nawet najdalszych zainteresowań. Nie licząc historii języka i gramatyki historycznej, bo to inna para kaloszy, którą możecie choć na chwilę przymierzyć tutaj.
14. Na stypendium w Wielkiej Brytanii codziennie jadłem typowe angielskie śniadanie, a gdy w weekend restauracja na kampusie była nieczynna, żywiłem się głównie własnymi łzami i tym, co dawały automaty, a i tak schudłem 10 kilo. Imaginujecie?!
15. Na brytyjskiej uczelni niektórzy sądzili, że jestem Hiszpanem, myląc moje francuskie imię Marcel z imieniem Marcus (gdyby nie to, że w polskich szpitalach na moich zdjęciach rentgenowskim wielokrotnie widniało Marek lub Mateusz, to bym nie uwierzył, że takie pomyłki są w ogóle możliwe). Uważałem to za na tyle przezabawne, że nie wyprowadzałem ludzi z błędu. Śmiesznie być przestało, gdy zacząłem na to imię reagować.
16. Nigdy nie byłem w Londynie, choć mieszkałem w Birmingham okrągły rok.
17. W swej karierze nauczycielskiej miałem okazję uczyć języka polskiego obcokrajowców, co stanowiło przeogromne wyzwanie. Uwierzcie mi, że znajomość danego języka nawet na poziomie rodzimym ma się nijak do umiejętności nauczania go! Następnym razem więc, gdy jakaś szkoła będzie Wam wpychała swe kursy z native’ami do gardeł, zapytajcie o ich przygotowanie do nauczania języka, chyba że lubicie niemiłe i kosztowne niespodzianki. Wygrana na genetyczno-geograficznej loterii to trochę za mało, by być skutecznym nauczycielem tak samo, jak posiadanie dwóch dłoni to za mało, by być pianistą.
18. Kiedyś prowadziłem zajęcia z języka angielskiego w biznesie w ogromnej firmie, o której na pewno wszyscy słyszeliście, ale która zobowiązała mnie klauzulą poufności do milczenia na temat uczenia jej kadry kierowniczej przez 5 lat od momentu zakończenia współpracy. Chyba nadal nie mogę o tym mówić.
19. Podczas obrony pracy magisterskiej pytanie od recenzenta było tak długie, a ja byłem tak zestresowany, że nim skończono je czytać, zapomniałem początku. Dwukrotnie.
20. Herbatę z mlekiem nauczyłem się pić dopiero w Polsce.
21. Tuż po obronie zacząłem doktorat z wolnej stopy na Uniwersytecie Gdańskim, który przerwałem po kilku miesiącach z racji rozpoczęcia kolejnych studiów. Marzeń jednak nie porzuciłem, więc możecie się już przyzwyczajać do przyszłej tytulatury.
22. Podczas pisemnej części egzaminu IELTS pomimo ogromnego napisu na pierwszej stronie nie zauważyłem, że rozwiązuję nie swój arkusz. Z godziny przeznaczonej na tę część straciłem około 20 minut, więc oczekiwanie na wynik było dramatem, za który po dziś dzień płacę sennymi koszmarami. Na szczęście otrzymałem 9 na 9 punktów, więc nie mam zamiaru się z nikim bić, choć niekiedy nadal mi oko lata.
23. Raz powtórnie poprowadziłem tę samą lekcję z jedną osobą. Nie dała mi nawet do myślenia moja własna notatka do samego siebie z informacją, co powinniśmy przerabiać na kolejnych zajęciach. Uczennica jednak była chyba tak zachwycona (albo zażenowana, ale ja optymistycznie wybieram pierwszą wersję), że nawet słowem się nie odezwała.
24. Ciągle kupuję nowe książki do gramatyki, więc prędzej zginę przygnieciony ich stosami niż ze starości. Nieważne jednak, kim jesteś – matką Teresą, sierotką Marysią czy inną priti łuman – nie pożyczę ci żadnej z moich książek. Ciężko pracuję, by móc rozdziewiczyć świeżutkie książki, jeszcze pachnące rakotwórczą farbą drukarską. Sorry, ale nie mam latającego jednorożca i nie piję złota, więc kto wie, ile kosztują podręczniki do nauki języków, ten ma świadomość, o czym mówię.
25. Bardzo mnie denerwuje, gdy dziennikarze i politycy popełniają błędy językowe. Czego się oni tam na studiach uczą? Baletu?! Do pasji doprowadza mnie, gdy jakaś nadęta krowa czy inny nieprzepchany puzon z uporem maniaka będzie mówił źle i jeszcze innym wmawiał, że tak go uczono. Gramatyka to nie fizyka kwantowa czy biochemia molekularna, gdzie z dnia na dzień mogą się zdezaktualizować podręczniki, więc jeśli tak mówisz, to po prostu jesteś zadufanym dupkiem, który nie uważał w szkole, a teraz swym rozbuchanym ego chce zakamuflować głupotę i edukacyjne braki. Aż się zdenerwowałem! O, a jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie anglicyzmy najbardziej irytują takiego gramatycznego nazistę jak ja, zajrzyjcie tutaj.
26. Nie mogę przeboleć, że w angielskim alfabecie nie ma niemal żadnych znaków diakrytycznych (nie licząc wyrazów obcego pochodzenia). Kropka, kreska, ogonek, umlaut, diereza, cedylla, akut, grawis, cyrkumfleks… aż chce się uczyć i mówić! Kiedyś były na porządku dziennym, ale żarło, aż zdechło.
27. Kto czyta mój blog lub ma ze mną lekcje ten wie, że kocham gramatykę. Uwielbiam też angielskie nazwy przeróżnych zjawisk językowych: Moses illusion, garden-path sentence, comma splice, dangling participle, crash blossom, paraprosdokian, end-focus…
28. Kocham wszelkie operacje na słowach, podmieniać końcówki deklinacyjne i koniugacyjne, dokładać i odejmować litery oraz sylaby, tym samym tworząc nowe wyrazy zasilające mój idiolekt (czyli język prywatny), np. “pinapel”, “libraria”, “okrrr”, “liście spadli”, “interweniencja”, “kubson”, “chujsteczka”, “oczywizda” czy “greczyńskie”.
29. Odkąd zacząłem się uczyć języka francuskiego, angielska wymowa słów francuskiego pochodzenia zwyczajnie mnie drażni. Gdy się wie, jak w oryginale brzmi courgette czy restaurant, inaczej się na takie słówka patrzy, no ale co się raz usłyszało, to się nie odsłyszy.
30. Uczę tylko dorosłych, bo praca z dziećmi mnie nudzi i nie stymuluje.
31. Zdarza się, że rezygnuję z nauki osoby, która nie pracuje pomiędzy zajęciami i jeszcze do mnie ma pretensje, że się nie rozwija. Jestem bardzo cierpliwy i wyrozumiały, ale szanuję swój czas i stawiam na tych, którzy się starają i chcą się uczyć, bo nauczyciel pomaga tym, którzy pomagają sobie. Nie jestem Don Kichotem, walka z wiatrakami mnie nie interesuje.
32. Jestem uzależniony od czytania wszystkiego, co wpadnie mi w ręce lub stanie na drodze. Czytam dużo książek, więc mój czytnik towarzyszy mi wszędzie za wyjątkiem prysznica. Gdybym mógł, to bym wyszedł za niego za mąż. Za czytnik, nie prysznic.
33. Subskrybuję wiele kanałów na YT (pisałem o nich tutaj) i nie ma kija, bym chociaż raz dziennie nie sprawdził nowości. Prędzej sobie posiłek od ust odejmę, a to akurat mi się nie zdarza…
Tyle o mnie ode mnie, ale jeśli Wam mało, wczoraj specjalny wpis pojawił się u Aleksandry z Frang, dzisiaj razem ze mną działa Natalia z Biały Mały Tajfun, a jutro publikować będzie Aga z Angielski C2. Pełną listę blogów biorących udział w tegorocznym Miesiącu Języków wraz z datami publikacji znajdziecie też na naszym blogu grupowym, więc bądźcie czujni. Enjoy!
13. Też nie znoszę historii. Albo inaczej, gdybym miała nauczyciela, który opowiada o niej z pasją, może bym ją polubiła 🙂 Na studiach nie potrafiłam zdać historii Francji, więc pisałam ją praktycznie co tydzień. Bo nim zdałam pierwsze kolokwium, musiałam pisać drugie, której oczywiście, pomimo wielkiego kucia nie zdałam w pierwszym terminie. I tak w kółko. Na szczęście odbyło się bez warunku! 😀
No właśnie, gramatykę też kocham, historyczna i kontrastywna była bardzo ciekawa 🙂
29. No cóż.. mój mózg nie ogarnia, kiedy w tekście po angielsku pojawia się słówko, które idealnie czytałoby się po francusku 😛
“Gdyby nauczyciel ciekawiej mówił…” to tak naprawdę tylko usprawiedliwienie, bo nie uczymy się na dla nauczyciela, a dla siebie. Nauczyciel może być wręcz wybitny i na uszach stawać, ale jeśli my nie znajdziemy w sobie tej pasji, jego wysiłki spełzną na niczym. Ostatecznie szukanie własnej pasji w innych ludziach z góry skazane jest na porażkę.
Moi nauczyciele czy wykładowcy od historii akurat byli pasjonatami, ale że mnie temat nie interesował, nie chciało mi się z siebie wiele wykrzesać. I to jest w porządku, bo nie trzeba się wszystkim interesować i we wszystkim być świetnym. Warto natomiast znaleźć to, co sprawi, że zapłoniemy od środka, i co będzie nas pchało do przodu. Bez autentycznego zaciekawienia z naszej strony nie ma jednak na to szans.
Hej!:)
Czytam sobie czasem Twojego bloga i powiem Ci, ze Cię podziwiam! ;D tez skonczylam filologię angielską (rok temu) i do dzis wzdycham i usycham z tęsknoty, bo mam wrazenie, ze byl to najlepszy okres w moim zyciu, wszystkie te zajecia, kontakt z jezykiem *.* obecnie wyladowalam w firmie handlowej, czyli pracy, ktorej nie lubię, i marzę o pracy w szkole (najbardziej to marzę o wykladaniu literatury brytyjskiej/amerykanskiej, ale nie mam pomysłu ani czasu na doktorat…). Tez zawsze mowilam, ze jak uczyc to tylko i wylacznie doroslych, bo z dziecmi się czlowiek cofa i musi robic z siebie idiote. Ale coz, stwierdzilam, ze podejmę yo wyzwanie i … od pazdziernika tego roku mam zaczac 3 grupy w wieku od 2 do 5 klasy … mam nadzieję, ze mnie nie zjedzą ;D
Czemu nie chca Ci dac wizy?
Tez bym chciala do Kanady i USA pozwiedzac *.*
Tez kocham gramatykę!! Zarowno się jej uczyc jak i nauczac! I mam gdzies, ze wiekszosc mowi, ze przeciez nie ona jest najwazniejsza w nauce jezyka.
Tez nie znoszę,.kiedy ktos robi bledy gramatyczne, a jak juz robią to ludzie, ktorzy powinni byc wzorem polszczyzny to robi mi się slabo …
Pytanie … skad bierzesz czas na to wszystko?! Masz jakies dodatkowe extra hours do doby czy jak? ;D
Każdy ma tyle samo czasu – ja, Ty, Einstein i inni. To kwestia motywacji oraz wyboru priorytetów. Zagadnienia te są według mnie bardzo istotne nie tylko z punktu widzenia osób uczących się języków obcych, ale i wszystkich, którzy chcą coś osiągnąć i przekuć swe marzenia w rzeczywistość. Zachęcam do lektury tekstów O lenistwie i produktywności słów kilka oraz Automotywacja do nauki języków obcych w 7 krokach. Powodzenia!
Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o pkt. 29, to też czasem nie mogę wyjść z podziwu, jak ”kreatywni” potrafią być Anglicy 🙂
Co do punktów 30-32, to nie widzę w nich nic szczególnie żenującego.
Jeśli lepiej pracuje Ci się z dorosłymi, to na zdrowy rozum, po co się męczyć.
Jeśli ktoś nie wykazuje zaangażowania w naukę języka (i nie mam tu na myśli przewalania co dzień 1000 słówek i ciągłego wertowania książek z gramatyką, tylko zwykły codzienny kontakt z językiem, regularną pracę, która daje zamierzone efekty), a potem jeszcze wylewa swoje żale i pretensje na Ciebie, to taką (współ)pracę najlepiej jak najszybciej zakończyć.
A czytanie książek to już sama przyjemność, więc wcale Ci się nie dziwię, że się uzależniłeś 🙂
Fajnie było Cię nieco bliżej poznać! Pozdrawiam!
Może też stworzysz podobny wpis? 🙂 Całkiem inaczej się taki tekst pisze!
Przeczytałam, zakodowałam i wykorzystam przy najbliższej okazji, więc strzeż się, bo nie znasz dnia ani godziny – Ty mały purysto-terrorysto :P:P
Co Ty tam mruczysz pod noskiem? XD
Może jestem jakaś dziwna, ale ciągłego czytania nie uważam za żenujące 😛
Świetny artykuł!
Ad. 30 (nauczanie dzieci): Mało kto ma odwagę zdobyć się na taką szczerość. Tymczasem praca z dziećmi, przynajmniej dla niektórych, jest nie tylko mało stymulująca intelektualnie, ale i poniżej pewnego wieku dziecka – tu już uogólniam i wiem, że nie każdy się ze mną zgodzi – nie ma najmniejszego sensu.
Ad. 31 (rezygnacja z nauczania kogoś, kto nie współpracuje): Popieram w 100%.
Ad. 32: zapytam z ciekawości: czytasz wyłącznie książki oryginalnie napisane po angielsku, czy sięgasz też po tłumaczenia na angielski z innych języków?
Dziękuję! Szczerość to moje czwarte imię. 😉 Książki czytam oryginalnie napisane po angielsku.
Bardzo mi się dobrze czytało Twój wpis:) Co do punktu 16, to ja z kolei mieszkałam w Londynie dwa lata i też prawie nigdzie się poza niego nie ruszałam:) W Birmingham natomiast spędziłam kiedyś miesiąc wakacji i wbrew obiegowej opinii, że jest to najbrzydsze miasto w Wielkiej Brytanii absolutnie się z tym nie zgadzam:)
Też się nie zgadzam! Ot, każde miasto ma ładniejsze i nieco mniej ładne okolice. 🙂
Świetny artykuł! Szacun dla Ciebie za ‘ołsijen’ 😀
Z tym schudnięciem w UK faktycznie ciężko sobie wyobrazić, ja po ich śmieciowym jedzeniu,zdaje mi się, nie schudłam nawet 1kg 😉
Jestem ciekawa co to za trik z tym twelve?
Dorzuciłem link do tego punktu. 🙂
Jeśli się je jeden posiłek dziennie, można bez problemu schudnąć. 😀
Do punktu 29 – trzeba było słyszeć, jak Anglik potrafi wymówić “Renault”.
Świetny wpis, Marcus! Przepraszam, Marcel 😉 Bardzo miło Cię lepiej poznać! Może nawet sama się kiedyś zainspiruję takim formatem przedstawienia się czytelnikom.
Polecam doktorat, później na biletach lufthansy można sobie dopisać po nazwisku DR i to jest frajda jak nie wiem co :))
Gdy się w końcu dorobię tego zacnego tytułu, wszystkim każę tak do siebie mówić. xD
Żenujący fakt z mojego życia… W szkole średniej, gdy rozpoczynałem dopiero przygodę z językiem angielskim ściągałem na teście z odmiany czasownika “to be” i oczywiście zostałem złapany przez nauczycielkę. Było mi strasznie głupio i obiecałem sobie wówczas, że muszę w końcu nauczyć się tego języka.
Codziennie poświęcałem ponad godzinę na samodzielną naukę angielskiego. Po kilku miesiącach zauważyłem ogromne postępy. W ciągu kolejnego roku z pozycji najgorszego ucznia w klasie wskoczyłem na podium. Dziś jestem nauczycielem języka angielskiego i prowadzę jeden z największych portali do nauki angielskiego w Polsce!
Jeśli ktoś mówi, że nie może nauczyć się języka to jest zwykłym leniem lub poświęca temu za mało czasu 😉 Tyle w temacie… Życzę wszystkim wytrwałości 🙂 Fake it till you make it!
AmenT! Sam wielokrotnie podkreślałem, że każdy może nauczyć się dowolnego języka, bo to umiejętność zagwarantowana genetycznie; dosłownie wpisana w ludzki genom. No ale jak ktoś chce się nauczyć biegle mówić w miesiąc… xD
Uwielbiam syrop klonowy! Poluję na niego w marketach na promocjach- najtaniej udało mi się go zdobyć za jedyne 14,99 za buteleczkę 330g. Jak to się ma co cen kanadyjskich??
Pod niektórymi punktami mogę się podpisać obiema rękami 😉
W Kanadzie syrop klonowy kupi się za 5-15 dolarów za 100 ml w zależności od firmy i opakowania, ale porównując zarobki z cenami jedzenia wychodzi tanio. Ja w Polsce nie kupuję, bo dostaję paczki z Kanady. 😀