Jedna z moich nauczycielek mówiła, że angielski ma 12 czasów, a inna, że 16. Jak to naprawdę jest?
Taką oto wiadomość dostałem, a że temat jest mi szczególnie bliski ze względu na zamiłowanie do gramatyki opisowej i kontrastywnej, postanowiłem odpowiedzieć na powyższe pytanie, poświęcając mu osobny tekst.
Zapewne większość z Was zetknęła się z jedną lub drugą wartością. Nie są one nieprawdziwe, a przynajmniej nie do końca, ale odpowiedź na takie – zdawać by się mogło – proste pytanie wcale nie jest oczywista. Nie wdając się w szczegóły względem tego, czym w ogóle jest czas gramatyczny, wszem wobec oznajmiam, że język angielski posiada zaledwie dwa czasy morfologiczne, czyli takie, które rozróżniamy na podstawie sufiksu (końcówki) bądź apofonii (zmiany dźwięków wewnątrz wyrazu):
- czas przeszły: I went home after the film finished.
Mamy totalną zmianę mocnego czasownika go na went i dorzucony sufiks do słabego czasownika finish. - czas teraźniejszy/nieprzeszły: On Fridays, John leaves work at 3 pm.
Tu mamy sufiks dorzucony do mocnego czasownika leave.
Tak, dobrze przeczytaliście. Właśnie prosto w ekran powiedziałem Wam, że język angielski posiada tylko dwa czasy, z czego nazwy jednego pewnie nigdy wcześniej nie słyszeliście. Chyba że studiujecie język obcy, bo na filologiach słyszy i widzi się rzeczy, których się później nie da odsłyszeć ani odzobaczyć.
Czym więc są te wszystkie konstrukcje, z którymi wielu się zmaga na co dzień? To tak zwane konstrukcje peryfrastyczne (opisowe), stanowiące kombinacje wspomnianych dwóch czasów z czterema aspektami: simple, continuous, perfect, perfect continuous. Co to jest aspekt, pytacie? To proste: o ile kategoria czasu mówi o tym, kiedy czynność miała miejsce (zwykle w przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości), o tyle kategoria aspektu mówi o sposobie, w jaki czynność ta została wykonana. Dla porównania język polski posiada tylko dwa aspekty, dokonany i niedokonany (na dodatek występujące tylko w czasie przeszłym i przyszłym, ale nie teraźniejszym), a angielski szczyci się powyższymi czterema, występującymi we wszystkich… obu czasach.
Daje nam to łącznie już 8 różnych konstrukcji. Do tego dochodzi czasownik modalny will dla konstrukcji pozwalających mówić o przyszłości; jako że również i on występuje ze wszystkimi czterema aspektami, jawi się nam już 12 konstrukcji. Druga wartość, 16, pojawia się znów za sprawą czasownika will, którego przeszła forma would pozwala mówić o zdarzeniach przyszłych z perspektywy przeszłości. Tylko czemu nie iść dalej? Toż wymienić tu jeszcze można konstrukcje, których w języku polskim nie ma, na przykład niektóre tryby irrealis (nierzeczywiste) jak tryby warunkowe i tryby łączące, mowa zależna z następstwem czasów, przesunięcia czasowe w zdaniach czasowych, inne czasowniki modalne czy obszary gramatyczne typowe dla języka angielskiego, ale niewystępujące w innych językach. Czemu tego wszystkiego nie nazwać czasem? Nie wiem, ale może dlatego, że zeżarłaby nas brzytwa Ockhama? Uproszczenia zawsze niosą ze sobą pewną dozę niespójności, a skróty myślowe są obarczone błędem interpretacji. W rzeczywistości więc to, co znacie np. jako czas Future Simple to nie „czas” przyszły per se, ale teraźniejszy z aspektem simple i czasownikiem modalnym will.
Mamy tu zatem do czynienia z pewnym mitem, w który większość wierzy, ale z którym pomimo jego niekonsekwencji niekoniecznie trzeba zawzięcie walczyć wszystkimi członkami i hasłem „śmierć analfabetom” na ustach. Terminem „czas” bowiem współcześnie często określa się nie tylko czasy morfologiczne, ale i właśnie konstrukcje peryfrastyczne, szczególnie poza środowiskiem naukowym czy akademickim. Dzięki temu prościej nie tylko o nich mówić, ale i je sobie wyobrazić, a co za tym idzie łatwiej się ich nauczyć, gdy je przyrównamy do czegoś nam znanego. Co ciekawe, założenia, że czasów jest 12 lub 16 wcale nie pochodzą od gramatyków cieszących się największym poważaniem i zaufaniem (ci zwykle optują za wersją, że czasy są właśnie 2, chociaż niektórzy przyjmują nieco odmienne kryteria i mówią o 3, 6 lub 8 czasach, wymieniając w zależności od autora konstrukcje takie, jak future II czy condtional perfect). Istne szaleństwo, ale jak się wgryźć w liczącą blisko 2 tysiące stron gramatykę Quirka, to człowiek od razu w tym szaleństwie odnajduje metodę!
Lingwistyka to nauka, więc jako taka wypracowała własne słownictwo. Pewnie nie potrzebujecie wszystkich najdrobniejszych technicznych szczegółów (które zresztą bywają różnie nazywane przez różnych autorów), ale pewne minimum należy znać. Lingwistyka nie służy tylko opisywaniu języka angielskiego; służy wszystkim znanym nam językom; i sztucznym, i naturalnym. Precyzyjna terminologia pozwala odróżnić od siebie ważne zjawiska, których bardzo często w języku ojczystym po prostu nie ma. Wyobrażacie sobie chirurga, który ma przeprowadzić operację, ale który nie potrafi swojemu zespołowi jasno wytłumaczyć tego, czego od nich chce? Albo piekarza? Architekta? Język to narzędzie, ale zanim zaczniemy się nim posługiwać, musimy poznać jego najważniejsze części składowe, czyli te, które pozwalają nam nim świadomie i instynktownie operować.
Jeśli natomiast nie posiadamy odpowiedniego słownictwa, nie mamy gruntu pod budowanie wspomnień, a zatem nie będziemy w stanie przyswoić zagadnień, na których nam zależy. Wiecie, dlaczego ludzka pamięć właściwa zaczyna się mniej więcej od 5 roku życia? Między innymi ze względu na język, bo dzieci nie znają struktur gramatycznych, które pozwoliłyby zakodować zdarzenia. Pamięć autobiograficzna zresztą (czyli pamięć odnosząca się do własnej przeszłości) jest ściśle powiązana z językiem. Bez niezbędnych umiejętności językowych nie zbuduje się relacji czasowych między tym, co się dzieje, a to oznacza brak wspomnień. Mózg broni się przed tym, co niejasne i niezrozumiałe, traktując to jako zbędny balast i szybko się tego pozbywając. Dlatego w nauce języka tak istotne jest zrozumienie samego sedna nauki: tego, jak się uczyć, a czego nie robić.
Gramatyka może być tym, czym ją postrzegamy: pomocą lub przeszkodą. Tak więc następnym razem, gdy zwątpicie w sens uczenia się jej, pomyślcie sobie, że gramatyka to przyjaciel, nie wróg. Pomaga nie tylko w teorii, ale i praktyce, jeśli tylko poświęcicie jej trochę należnego jej czasu.
Więcej na ten temat przeczytacie w artykułach Angielskie czasy: wprowadzenie oraz Budowa zdań w języku angielskim: przekrój po wsze czasy, gdzie znajdziecie informacje zarówno o budowie wszystkich czasów, jak i ich charakterystykę oraz zastosowanie.
Ale polski ma za to czasowniki częstotliwe 🙂
Swoją drogą a propos kolegi wyżej: jak to jest z tymi filologiami? Ja myślałam, że po skończeniu filologii ma się C2.
Uwielbiam gramatykę porównawczą! A co do poziomu to absolwenci studiów filologicznych II stopnia znają język na poziomie C2.
To po I stopnia nie? Pamiętam, że na germanistyce UWr pierwsze słowa jednego z profesorów brzmiały: Nie myślcie sobie, że wy tutaj się będziecie uczyć niemieckiego. Niemiecki, to wy już znacie. Teraz będziecie się uczyć o niemieckim. (Czy jakoś podobnie).
Absolwenci studiów I stopnia znają język na poziomie C1.
Ha, u mnie też na pierwszym roku jeden z wykładowców powiedział to samo: angielski to wy już znacie, teraz będziecie go studiować. 😀 Ale taka jest prawda: kto idzie na filologię, by dopiero uczyć się języka, idzie w złym kierunku (właśnie dlatego nie widzę studiowania języka od zera, choć niektóre uczelnie oferują takie kierunki).
Co niektórzy:)
Zadziwiające! Dwa czasy! 🙂 Nagminne są takie sformułowania jak „present perfect tense”. 🙂 No cóż, kończę filologię w tym roku i czegoś takiego jeszcze nie słyszałem 🙂 Ale to rzeczywiście pewna nieścisłość. Jeśli Ty, profesjonalista, piszesz, że nie trzeba z nią zaciekle walczyć, to znaczy, że tak jest 🙂
Sądzę, że nie trzeba – dla uproszczenia i wygodny, także dla uczniów.
Nie przerabialiście na studiach gramatyki Quirka? Toż to jedna z dwóch biblii anglistów!
Quirka, o dziwo, nie. Tylko nazwisko słyszałem. 🙂 U mnie najpierw było Grammarway 4, a potem a poziomie Advanced Hewings i Vince. Co do poziomu, mam jeszcze pytanie: Na koniec studiów licencjackich zdawałem obowiązkowy egzamin na poziomie C1 (podobny do CAE), ale na dyplomie i suplemencie nie mam zaznaczone, że to ten poziom. Jaki poziom znajomości języka powinienem wpisać w CV?
Czyli kończysz licencjat? A miałeś gramatykę opisową języka angielskiego? Bo u mnie Hewings, Vince i inni byli w kanonie książek obowiązkowych od pierwszego roku. Myślę, że powinieneś wpisać to, co masz na tym certyfikacie, chociaż spotkałem się z sytuacją, w której wpisywano „biegły” i w nawiasie informację, że ma się dyplom ukończenia studiów licencjackich.
Licencjat już mam. 🙂 OK, dzięki.
Pytanie do zdania:’Toż to jedna z dwóch biblii anglistów!”
Proszę o tytuł i autora 'drugiej biblii’.
„Longman Pronunciation Dictionary” Wellsa.