Podręcznik od Preston Publishing o zaskakującym tytule „Gerund & Infinitive” zaskakująco ma za zadanie nauczyć nas, kiedy używać zaskakującej formy gerundialnej czasownika, a kiedy stosować bezokolicznik, aby mówić poprawnie, precyzyjnie i efektownie. Ale czy tak jest?
Niezaskakująco, dokładnie tak jest. Jak tylko oczy me niebieściuchne padły na tę książkę, od razu wiedziałem, że się bardzo polubimy. Poza tym czaicie to? Cały podręcznik poświęcony praktycznie dwóm zagadnieniom? Dwieście soczystych stronic na temat form czasownika? To marzenie chyba każdego prawdziwego anglisty z krwi i ości (tak, ości, bo mały jestem).
Ale do rzeczy. Ktoś może powiedzieć, że przecież to tylko bezokoliczniki i tylko czasownik z końcówką -ing, więc o co tyle szumu, na co to komu. No właśnie o to, by nie tylko mówić poprawnie, ale i precyzyjnie i naturalnie. Dla Polaka pojęcie bezokolicznika jest proste: ot, podstawowa forma czasownika, która jest nieodmienna. Na dodatek jest to jedna forma, nie szesnaście (co omawiam w serii Bezokolicznik w języku angielskim). Dlatego też angielskim bezokolicznikom trzeba poświęcić sporo uwagi, ponieważ to formy dla Polaków abstrakcyjne – posiadają aspekty i stronę. Whaaa?! To wszystko jest jednak logiczne niczym angielskie czasy, ale logiki szeroko rozumianego zdania w obcym języku nie dostrzega się z dnia na dzień po miesiącu nauki. Trzeba już reprezentować pewien solidny poziom, dlatego książka skierowana jest dla osób na poziomach od B1 wzwyż (praktycznie do C2).
Książka podzielona jest na 36 rozdziałów wypełnionych konkretną teorią, kipiących życiowymi przykładami i uzbrojonych porządnymi ćwiczeniami, a co kilka działów mamy sekcję z powtórzeniem. Na początku dokładnie opisane są podstawy typu aspekty bezokolicznika oraz porównanie bezokolicznika z czasami, ale im dalej w gramatyczny las, tym więcej drzew, niuansów, kruków i kruczków. Mamy nawet kilka rozdziałów poświęconych samym imiesłowom, które lepiej się w temat wpasować nie mogły! Krążą legendy, że do książki jest dołączona płyta, ale ja jej nie dostałem, więc nienawidzę wszystkich, ale jak usłyszycie o tajemniczym zaginięciu właściciela wydawnictwa, to ja nic o tym nie wiem, to są kłamstwa, insynuacje i pomówienia. Tfu!
Podręcznik należy do serii „Angielski w tłumaczeniach”, więc tłumaczeniami on stoi, ale tutaj widzimy, że to wyjątkowo istotne, ponieważ angielskie konstrukcje bezokolicznikowe, gerundialne i imiesłowowe są bardzo często nieprzetłumaczalne i trzeba kombinować, by sobie z nimi radzić, co również przysparza problemów, więc trzeba wiedzieć co i jak działa od strony teoretycznej, bo na wyczucie to sobie co najwyżej puls można zbadać. Podręcznik pokazuje więc, jak zgrabnie przełożyć daną konstrukcję z jednego języka na drugi tak, by nie tylko zakomunikować, co nam głowa na ośliniony język przyniesie, ale i by zachować naturalność godną native speakera. Wbrew tytułowi jednak materiał zawarty w podręczniku nie jest równo podzielony między dwoma zagadnieniami. Najwięcej miejsca, bo ponad połowę książki, poświęcono konstrukcji najbardziej problematycznej dla Polaków, czyli bezokolicznikowi. Forma gerundialna zajmuje drugie miejsce, ale i wspomnianym wcześniej imiesłowom przydzielono kilka pysznych rozdziałów, zamykając (ale nie wyczerpując!) temat form angielskich czasowników.
Jestem rad i zachwycon i rzec mogę, iż o ile wiele podręczników może stanowić świetne dopełnienie naszych językowych zasobów, o tyle „Gerund & Infinitive” powinien znaleźć się w biblioteczce każdego, kto poważnie podchodzi do nauki języka angielskiego.