Gdy zabraknie języka w gębie…

Zapewne nie raz, nie dwa, nie sto tysięcy razy zdarzyło się Wam zapomnieć słówka, które właśnie było najistotniejsze na świecie. I co wtedy? Zamknąć się i już nigdy nie odezwać? Nie. Trzeba sobie uświadomić, że nie zawsze za taki stan rzeczy odpowiedzialne są braki adekwatnego słownictwa. Niekiedy zwyczajnie mamy gorszy dzień, nie czujemy się najlepiej, jesteśmy w stresie, pod wpływem lub w sedesie. No przypadki chodzą po ludziach i to wszystko jest normalne. Nie są jednak normalne niektóre sposoby radzenia sobie z taką sytuacją, jak płacz, pisk, zgrzytanie zębami i ucieczka pod pędzącą ciężarówkę.

Jako że jestem niczym ojciec dla swoich uczniów w tym, że wszystkich nienawidzę jednakowo, mam dla Was konkretne techniki, jak w zdrowy, rozsądny, a przede wszystkim skuteczny sposób radzić sobie w sytuacji, gdy bardzo chcemy, a nie potrafimy czegoś zakomunikować. Parafrazowanie, bo o tym tu mowa, to jedna z podstawowych, ale i najbardziej kluczowych umiejętności każdej istoty ludzkiej zdolnej do przekuwania w słowa swych myśli, uczuć, zamiarów i wymiarów.

Najsampierw prostoty nad prostotami. Jeśli zapomnieliśmy jakiegoś słówka, możemy pokusić się o wprowadzenie synonimu, czyli wyrazu bliskoznacznego. Wszystko można do czegoś porównać i choć dwa byty mogą nie być w 100% takie same, na potrzebę chwili ich podobieństwo wystarczy. Większą finezją wykażemy się, wprowadzając antonim, czyli słówko przeciwne znaczeniowo. Czasami jest nam prościej coś wytłumaczyć, mówiąc, czym dana rzecz nie jest. Najlepszą, ale i najtrudniejszą techniką jest, nazwijmy to, parafrazowanie właściwe, czyli po prostu podanie własnej definicji (czyli wytłumaczenie) tego, co mamy na końcu języka, ale czego wykrztusić nie sposób. Zwroty przydatne podczas takich zabiegów to np.:

  • It’s similar to…
  • It’s (a bit) like…
  • It’s a kind of…
  • It’s the opposite of…
  • It means…
  • It describes…
  • For example…
  • It’s somebody…
  • It’s something…
  • It’s somewhere…
  • It’s when…

Jak widać, szalenie przydatne (a nawet nieuniknione) są tu definiujące zdania względne. Warto też naprowadzić naszego interlokutora na odpowiednie tory, podpowiadając, czy chodzi nam o czasownik (a verb), rzeczownik (a noun) czy przymiotnik (an adjective). Zapomnieliście, jak powiedzieć “schlany”? Zamiast więc idealskiego wasted można powiedzieć very drunk. Nie pamiętacie, jak powiedzieć cock? To rzućcie it’s the opposite of hen (przy założeniu, że macie na myśli drób). Chcecie wdać się w dyskusję o zepsutym grzejniku, ale nie znacie słówka radiator? Powiedzcie it’s something you use to heat your house, and it’s on some walls. Możliwości są nieograniczone! Fantastyczne jest to, że dzięki tym technikom człowiek czuje się naprawdę wolny i samodzielny; nabiera dystansu wraz ze wzrostem świadomości, że nieznajomość bądź zapomnienie słówka nie stanowi problemu. Problemem może być co najwyżej nieumiejętne radzenie sobie w takiej sytuacji. Problemem lub okazją do ćwiczenia języka. Ja stawiam na to drugie, oczywizda.

Parafrazowanie można też ćwiczyć, gdy napotkamy na słówko, którego nie znamy. Sprawdzamy w słowniku angielsko-angielskim (ino tylko nie w kretyńskim guglorze translatorze, bo w ryj!), co ono oznacza, a następnie kombinujemy, jak możemy za pomocą znanych nam struktur wyrazić je innymi słowami. W ten sposób zakuwamy nie tylko nowe słówko, ale i ćwiczymy mózg, rewidując znane nam słownictwo i poznaną gramatykę – two birds with one stone, czyli dwie pieczenie na jednym ogniu.

Parafrazowanie jest, jak wspomniałem, umiejętnością kluczową dla każdego człowieka bez względu na język, jakim się posługuje, choć, oczywiście, jest trudniejsze w nieojczystych językach, dlatego też ja moich kursantów uczę i przyzwyczajam do parafrazowania już od poziomu podstawowego. Opisane przeze mnie techniki nie wykluczają się wzajemnie, a wręcz przeciwnie: idealnie się uzupełniają, a z czasem, gdy uczniowie nabierają doświadczenia, parafrazowanie staje się bardziej naturalne, instynktowne, wygodne i bogate. Dobór konkretnych technik zależy nie tylko od naszych możliwości, ale i od kontekstu i słówka, zwrotu bądź wyrażenia, którego nam zabrakło.

Bo czymże jest komunikacja, jeśli nie kreatywnym sposobem radzenia sobie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *