Szkolnictwo na Wyspach znane jest z tego, że jest skomplikowane i dla osób z zewnątrz – szczególnie dla Amerykanów, ale i dla mieszkańców innych europejskich krajów – na pierwszy rzut oka może nie mieć żadnego sensu. Nie jest to jednak lekcja anatomii i nikt mi tutaj oczyma rzucać nie będzie, zrozumiano?! Na prośbę jednego z moich psychofanów postanowiłem Wam nieco przybliżyć ten wycinek brytyjskiej kultury za pomocą wspaniałej Siobhan z Anglophenia:
Zaczynamy od najbardziej ogólnego podziału szkół: state school oznacza “szkoła państwowa”, a public school to… “szkoła prywatna”. Widzicie ironię? Dowcip? Cóż, nie tylko Amerykanom już samo to nazewnictwo wydaje się mylące. Oczywiście, że znajdziemy też szkoły prywatne, które nazywają się private schools, niemniej nie jest to standard.
Większość szkół państwowych to szkoły ogólnokształcące zwane comprehensive schools (choć w skrócie najczęściej mówi się o nich comprehensives) dla uczniów o różnych umiejętnościach i uzdolnieniach, aczkolwiek w niektórych rejonach kraju można spotkać tradycyjny podział na secondary modern school oraz grammar school, czyli zawodówki i… znów szkoły ogólnokształcące. Tam, gdzie ten podział się zachował, dzieci w wieku 11 lat podchodzą do testów, od których zależy, gdzie pójdą dalej; secondary modern to szkoła przygotowująca do praktycznego zawodu, a grammar school jest w swoim podejściu bardziej naukowa, akademicka.
W Wielkiej Brytanii nie ma rozdziału państwa od Kościoła, a król bądź królowa jest jednocześnie zwierzchnikiem kraju i głową Kościoła. Dlatego właśnie wiele szkół i prywatnych, i państwowych to tzw. church schools, czyli w pewnym sensie szkoły kościelne, co jednak nie ma żadnego przełożenia na religijność Anglików (aktualny procent uczęszczających do kościoła mieszkańców Wysp jest znacznie niższy niż w USA). Zdarza się, że tego typu placówki są rzeczywiście wyznaniowe, ale nierzadko jest to bardziej kwestia nazewnictwa i przywiązania do tradycji.
W odróżnieniu od systemu amerykańskiego, na Wyspach większość szkół jest podzielonych na juniors oraz seniors, co odnosi się do uczniów młodszych i starszych. Junior school, zwana też primary school (“szkoła podstawowa”) jest dla uczniów w wieku 4-11 lat, a senior school, znana jako secondary school (“szkoła średnia”), przeznaczona jest dla uczniów w wieku 11-18 lat. Żeby jednak obcokrajowcom sprawę jeszcze bardziej skomplikować, niektóre szkoły prywatne stosują inne nazewnictwo i granice wiekowe: pre-prep dla dzieci w wieku 4-7 lat, prep dla uczniów w wieku 7-13 lat, a senior dla młodzieży w przedziale 13-18 lat.
W szkołach starsi uczniowie mogą zostać wybrani na tzw. prefects, czyli prefektów. Brzmi fantastycznie, ale jeśli ktoś oglądał którąkolwiek ekranizację książek o Harrym Potterze ten wie, że w praktyce rola prefekta ogranicza się do pilnowania młodszych uczniów przed zatłuczeniem innych na śmierć. Największy plus tej roli to chyba tylko odznaka prefekta. Poza prefektami w większości szkół z uczniów wybierani są head boy i head girl, którzy biorą udział w radach i są przedstawicielami szkoły podczas różnych oficjalnych uroczystości. To też zazwyczaj oni wygłaszają podniosłe mowy podczas prize-giving, czyli czegoś na kształt polskiego zakończenia roku, ale z większą pompą.
A teraz poważniej. Egzaminy są istotną częścią systemu edukacji chyba w każdym kraju i nie inaczej jest w Wielkiej Brytanii. W wieku 16 lat uczniowie podchodzą do GSCE, czyli General Certificate of Secondary Education. Jest to egzamin, który niektórzy porównują do polskiego egzaminu zdawanego na koniec gimnazjum. Zdanie GSCE jest warunkiem koniecznym do kontynuacji nauki w systemie A-levels. Następnie w wieku 18 lat uczniowie zdają A-levels, co porównuje się do naszej matury. Ostatnie dwa lata nauki to z kolei sixth form, podzielony dalej na lower sixth oraz upper sixth. Niczego takiego w Polsce nie zobaczymy, a pochodzenia nazwy nawet nie będę tłumaczył i tylko powiem, że jest pozostałością po niegdysiejszym systemie edukacji, który był jeszcze bardziej zawiły. Tak, bo aktualny jest przecież banalny!
A mundurki? Co z tym szałem odzianych ciał? No wiecie, z jednej strony ekshibicjonizm jest zakazany, a poza tym posiadanie tego typu stroju – czy to samej bluzy z nazwą szkoły, czy może całego ubrania z jej uroczym herbem – pozwala zbudować poczucie jedności i przynależności, a także napawa dumą z bycia członkiem czegoś większego. Część szkół z obowiązku noszenia mundurka zwalnia uczniów z sixth form. Znając mnie, w mundurku to bym pewnie i spał!
Jeśli natomiast chodzi o szkolnictwo wyższe, to… zdecydowanie jest to osobna historia.
Świetny blog.
Za to poczucie humoru mogłabym się nawet oświadczyć, ale tylko pod warunkiem, że nadal szukasz męża.
Pozdrawiam,
S.
Aw, thank you! I’ll keep that in mind. 😉