“Angielski w tłumaczeniach: gramatyka” poziom średnio zaawansowany – recenzja

Najwyższa pora przyjrzeć się kolejnym dwóm podręcznikom od Preston Publishing, a mianowicie “Angielski w tłumaczeniach: gramatyka 3” oraz “Angielski w tłumaczeniach: gramatyka 4” odpowiednio dla poziomów B1 i B2 według klasyfikacji CEFR. Bo czy to to warte złamanego złocisza?

No rejczel, ale kto jeszcze nie jest miłośnikiem tych książek, tego już naprowadzam na jedynie słuszne tory myślenia. Każdy podręcznik zawiera ponad 1200 zdań do tłumaczenia, które podane są nie tylko z odpowiedziami, ale i bezcennymi gramatycznymi wskazówkami, będącymi siłą napędową całej serii. Do każdego podręcznika dołączona jest też płyta, na której znajdziemy nagrania wszystkich zdań. Tak, 6 godzin nagrań do słuchania na podręcznik, co łącznie daje 12 godzin akustycznych rozkoszy. To chyba oczywiste, że dzięki temu możemy nie tylko ćwiczyć gramatykę i utrwalać słownictwo, ale i szlifować wymowę? Jeśli to do Was nie przemawia, to nie wiem, co przemawia! Przyznam się jednak, że nie wiem, czy liczba zdań i długość nagrań to nie chwyt marketingowski, bo kto by miał czas to wszystko liczyć! Znany z poziomu podstawowego układ książki jest taki sami, co według mnie tylko usprawnia naukę: po lewej stronie mamy pobudzające mózg do pracy zdania do przetłumaczenia z języka polskiego, a po prawej odpowiedzi napawające dumą lub wstydem wraz z pierdyliardem gramatycznych wskazówek, instrukcji i ciekawostek. Wygodne i proste rozwiązanie.

Każdy podręcznik rozpoczyna się powtórką czasów poznanych w poprzednim, a także kończy rozdziałem podsumowującym, dzięki czemu seria stanowi ładnie dopiętą całość, a nie chaotyczny zbiór niezwiązanych ze sobą treści natury wątpliwie niewiadomej. Ogromną zaletą książki nr 3 jest to, że naprawdę dużo miejsca poświęca na sprawiający Polakom trudności czas Present Perfect – zajmuje aż 5 na 36 rozdziałów. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie wspomniano o rożnych liczbach czasownika po none, choć wytłumaczono możliwości liczbowe czasownika po neither. Pewnie po prostu nie można mieć wszystkiego, bo by człowiek oszalał od nadmiaru dobra! W podręczniku pojawiają się też świetnie wytłumaczone zdania czasowe oraz pierwszy i drugi tryb warunkowy, choć żal samotną łzę mi wycisnął, że na tak istotne zagadnienia przeznaczono jedynie 2 rozdziały. Z kolei wiśniową perełką na torcie książki nr 4 jest porównanie czasów Present Perfect i Present Perfect Continuous, zdania względne oraz nowy rozdział po brzegi dwóch kartek wypełniony często popełnianymi błędami na poziomie średnio zaawansowanym (jeśli temat Was interesuje, to moją listę top 10 błędów tego poziomu znajdziecie tutaj).

Poziom średnio zaawansowany jest… magiczny, by nie powiedzieć upierdliwy i problematyczny dla wszystkich uczących się nie tylko języka angielskiego, ale i innych języków. To tutaj notuje się największy spadek motywacji i odsetek ludzi rezygnujących z nauki. To tutaj dopada zmęczenie materiału. Z drugiej strony poziom ten jest szalenie wdzięczny, ale tylko dla tych, którzy uparcie i nieskrycie pchani żądzą wiedzy prą naprzód. Jestem jednak przekonany, że oba podręczniki okażą się bardzo pomocne, by przebrnąć przez te zdradzieckie wody, nim się człowiek podda i zatonie we własnym niepowodzeniu.

8 comments to ““Angielski w tłumaczeniach: gramatyka” poziom średnio zaawansowany – recenzja”
  1. Jak dla mnie gramatyka powinna by ostatnim elementem języka który powinniśmy się uczyć. Najpierw słówka, potem czytanie o zasadach, więcej i więcej słów itd, a na koniec wkuwanie tabelek.

    Książek nie studiowałem ale jak będę miał w ręce to przejże 😛

    • Zależy kogo uczymy, ale ja specjalizuję się w nauczaniu dorosłych, a dorośli bez nauki gramatyki niczego nie osiągną. Można się uczyć w sposób opisywany przez Ciebie, ale nauka języka jest nauką, więc są lepsze i gorsze strategie. Opisywana przez Ciebie droga jest zwyczajnie dłuższa, bardziej kręta i wyboista.

      Gramatyka to siła napędowa języka, bo same słówka to nie język. To ona nadaje kształt wypowiedzi i to ona odpowiada za logiczne relacje między elementami zdania. Gdyby słówka były najważniejsze, wystarczyłoby wyryć się słownika na pamięć i wszyscy świetnie znaliby mnóstwo języków. Problem tkwi więc w podejściu, bo wiele osób uważa, że gramatyka jest zbędna. Jest, owszem, ale niezbędna.

      Z drugiej strony nauka gramatyki bez nauki słownictwa to taka trochę sztuka dla sztuki. Innymi słowy, gramatykę można przyrównać do szkieletu, a słownictwo do organów. Jedno potrzebuje drugiego, jeśli mamy mówić o funkcjonującym ciele.

    • Kompletnie się nie zgadzam co da wkuwanie samych słówek bez kontekstu? Co z tego, że ktoś będzie znał tysiące słówek jak nie będzie potrafił ułożyć z nimi zdania.

      • Dlatego też nie ma nauki języka bez gramatyki, bo gramatyka – w szerokim rozumieniu – to system samego języka; to szkielet, a słownictwo to organy. Jedno bez drugiego nie funkcjonuje.

  2. Która książka (ew. książki) z gramatyką odpowiednio po angielsku i po polsku dla zaawansowanych jest Twoim zdaniem najlepsza? Jeśli chodzi o książki po angielsku co myślisz o “Practical English Usage” Micheal’a Swan’a?

    • Nie posiadam jednej ulubionej, ale książki Michaela Swana są dobre. Bardzo lubię też Evans, Hewingsa, Thomsona, Martineta, Murphy’ego, Walker, Elswortha, Yule’a, Mataska… Mnóstwo tego, nie wszystkich autorów pamiętam, ale generalnie nie spotkałem się jeszcze z kiepskim czy niewartym polecenia podręcznikiem wydawnictw Oxford, Cambridge czy Longman.

      • Faktycznie, dużo tego, dzięki. A co do słowników PL-Ang/Ang-PL i Ang-Ang masz jakieś preferencje, czy uważasz, że nie ma większej różnicy, bo słownik to słownik? Ja zastanawiam się nad kupieniem Longmana (obu typów). I dodatkowo: uważasz, że na pewnym etapie nauki lepiej korzystać już tylko ze słownika Ang-Ang?

        • Co powinien zawierać dobry słownik a także moje ulubione opisałem w artykule “Słownik to więcej niż słowa”, ale im wcześniej zaczniemy korzystać ze słownika angielsko-angielskiego, tym lepiej. Tak naprawdę słownik polsko-angielski czy angielsko-polski przydaje się głównie podczas tłumaczenia, a nie podczas nauki języka. Nie ma bowiem znaczenia, co oznacza np. “business” po polsku, skoro ucząc się angielskiego mamy wiedzieć, jak “business” stosować w zdaniu angielskim i jak się zachowuje w swoim naturalnym (angielskim) środowisku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *