O nauce słownictwa słów kilka

Często dostaję pytania dotyczące nauki słownictwa, ale jedno ewidentnie wiedzie prym: skąd brać nowe słownictwo do nauki? Odpowiedź jest taka, jak ja, czyli short and sweet: z życia.

Przede wszystkim trzeba czytać w języku obcym. Dużo, a nawet bardzo dużo. Nie tylko gazet, magazynów, czasopism czy artykułów, ale i książek. Kto nie czyta, ten szybko stanie w miejscu i chociażby na śniadanie pożerał słowniki i popychał je książkami do gramatyki, nie rozwinie się powyżej poziomu B1. Czytanie jest podstawową kompetencją i jednocześnie narzędziem dorosłego człowieka, i wcale nie tylko w przypadku języków obcych. Jak się uczymy? Jak studiujemy? Głównie poprzez czytanie. Czytając, poznajemy i świat, i język, których nie sposób rozdzielić. Ja czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce i na drodze stanie. Nie masz czasu czytać? No to nie będziesz ani biegle władać językiem angielskim. Proste. Więcej o wadze literatury i potędze nawyku czytania piszę w artykule Czytanie a nauka języka obcego.

Uwielbiam też czytać artykuły naukowe. Z racji tego, że jestem psychologiem o specjalności klinicznej, staram się być na bieżąco z psychologią, neuronauką, kognitywistyką i wszystkim tym, co ma związek z ludzkim mózgiem, nawykami, rozumieniem i uczeniem się. Nie, nie dlatego, że jak na zbawienie czekam na cudowną metodę nauczania rodem z sajensfikszyn (spoiler alert: taka nigdy się nie pojawi). I nie dlatego, że metodyka i metodologia to nauki gorące (bo zimne są). Ale dlatego, że to moja działka, a człowiek rozwija i uczy się całe życie. A przynajmniej do momentu, aż sam sobie powie, że to już koniec. To nie jedyne artykuły naukowe, które czytam, bo mam naprawdę wiele zainteresowań, od medycyny i kosmosu przez początki życia i radiację po fizykę kwantową; to, co w skali mikro i makro. Chłonę nowinki, gdy się tylko się na nie natknę. Nie oznacza to, że znam się na wszystkim. Bo się nie znam. Ale to nie przeszkadza mi być ciekawym świata.

Seriale i filmy są kolejnym fantastycznym źródłem wiedzy o języku, szczególnie kolokwialnym i slangowym. Warto jednak pamiętać, by oglądać w oryginale i bez napisów, ponieważ zmysł wzroku ma pierwszeństwo względem pozostałych zmysłów i jeśli ogląda się z napisami, nie ćwiczymy mowy ani rozumienia ze słuchu, a czytanie, czyli całkiem inną umiejętność (i nie, czytanie napisów nie zastąpi wyżej wspomnianego czytania książek, ale mam nadzieję, że nikt tak nie pomyślał, a jeśli jednak, to proszę wyjść z internetów i już nigdy nie wracać). Kolejną rzeczą, którą należy mieć na uwadze, to fakt, że język takich produkcji należy do rejestru codziennego. Oznacza to, że nie wszystko, co usłyszymy, będzie można zastosować w każdej sytuacji. Ucząc się języka obcego trzeba wiedzieć, kiedy można zastosować dane słówko, zwrot czy wyrażenie, a wybór zależeć będzie od sytuacji. Znaczenie kilku konstrukcji może być takie samo, ale dobór słów będzie inny w sytuacji codziennej i formalnej, innych narzędzi językowych wymagać też będzie tekst naukowy, innych literacki, a jeszcze innych codzienny użytkowy. Im wyższy poziom zaawansowania, tym większy nacisk kładzie się właśnie na różnice w rejestrze, czyli formalności i stylu wypowiedzi. Nie chce Ci się poznawać tych niuansów? To nigdy nie będziesz mówić naturalnie i w sposób odpowiedni do danej sytuacji.

Warto też grać! W cokolwiek. Ja uwielbiam gry komputerowe i przyznam, że mam styczność z wieloma osobami, które naprawdę świetnie znają pewien wycinek języka angielskiego dzięki grom właśnie. Gry też mają tę wielką zaletę, że uwrażliwiają językowo dzięki stosowaniu różnych zabiegów słowotwórczych (których tak naprawdę wszędzie pełno, nawet w gazetach, reklamach i wiadomościach). Oczywiście skupić się tylko na grach też nie można, ponieważ język gier jest specyficzny dla danej produkcji, a i komunikacja między graczami zwykle bardzo slangowa (i ograniczona), niemniej mogą być one fantastycznym narzędziem uzupełniającym naukę języka.

Na koniec zostawiłem samą pracę z ludźmi, która również stanowi wielką inspirację oraz bodziec do nieustannego rozwoju. Nikt nie jest alfą ani romełą i zdarza się przecież, że podczas lekcji czy wykonywania tłumaczenia pojawi się coś, czego nie znam. No to poznam i przy okazji sam się czegoś nauczę, co zostanie już ze mną na zawsze forewer aż po grób. I to jest piękne, ta asymilacja rzeczywistości w miejscu styku dwóch światów.

To teraz ja mam pytanie: czy widzicie punkt wspólny dla powyższych myśli? Tak, to zainteresowania. Mnie to wszystko po prostu interere. Gdybym się niczym nie interesował, to bym tylko siedział jak obombana buba i nic nie robił, a gdybym nic nie robił, to by mój język stał w miejscu jak kołek w płocie. A to głupio. Język sam się nie rozwija. Kompetencje językowe z drzew nie spadają. Języków nie da się nauczyć. Można się ich za to uczyć, a to ogromna różnica. Istnieje wiele szkodliwych mitów na temat nauki języków i samej biegłości (opisuję je w serii Mity), ale tak naprawdę wszystko może być inspiracją do nauki języków obcych; trzeba tylko znać potencjał oraz ograniczenia źródeł, z których pragniemy czerpać wiedzę. I nie obrażać się, gdy ktoś od nas bardziej doświadczony sugeruje zmiany.

To tyle o źródłach. Kolejne pytania, z którymi często się mierzę, dotyczą już samego słownictwa. Czego się uczyć? Co się przyda? Co jest niepotrzebne? Sam szeroko rozumiany zakres tematyczny słownictwa na danym poziomie jest prosty do obczajenia, bo wystarczy wziąć w łapę pierwszą lepszą książkę do nauki opartą na międzynarodowych poziomach biegłości językowej. Nie istnieje jednak ani pół listy ze słówkami do wyrycia na dany poziom. Bo języków się nie ryje. Języki się poznaje, rozumie, studiuje, kocha i przyswaja. Ryć można dłutem w ścianie, jak kogoś to kręci. Ile człowiek umie, tyle jest w stanie używać, a wzbogacony język poszerza horyzonty o to, co znane. Nikt nigdy nie narzeka, że wie za dużo i że ma do dyspozycji bogaty arsenał; narzeka się zwykle w odwrotnej sytuacji, gdy chce się coś powiedzieć, ale się nie potrafi ze względu na ubóstwo językowe. Nie można też powiedzieć, że to czy tamto zagadnienie się nie przyda. Wszystko, co wiemy, to drzwi, przez które może przejść komunikacja. Przejść lub ugrząźć, jeśli drzwi są zamknięte. Z czasem też – a konkretnie z rosnącym poziomem zaawansowania – zmienia się też charakterystyka nauki słownictwa. Na poziomach podstawowych kładzie się nacisk na coś innego niż na poziomach zaawansowanych. Im bardziej jest się zaawansowanym, tym nauka staje się mniej pionowa, a bardziej poprzeczna. Wracam tu myślami do wspomnianego na początku niniejszego tekstu rejestru, a więc poziomów słownictwa. Trzeba się uczyć synonimów (wyrazów bliskoznacznych) czy antonimów (wyrazów o przeciwnym znaczeniu), by brzmieć naturalnie i adekwatnie w każdej sytuacji, w jakiej się znajdziemy. Wskazówek jak tego dokonać udzielam w tekście Strategie skutecznej nauki słownictwa. Kto ciągle używa tych samych słówek, wszędzie wpycha very czy nie stosuje czasowników złożonych, ten nie ma co marzyć o poziomach C1-C2, dopóki nie zmieni nawyków. Bo to, co zrozumiałe i akceptowalne na poziomach podstawowych, jest niedopuszczalne na poziomach wyższych, a niestety większość osób uczących się języków uczy się ich tak samo przez cały czas, nie dostosowując siebie i procesu nauki do zmieniających się wymagań.

Pamiętajcie, że nauka słownictwa to topór obosieczny. Jeśli się czegoś nie nauczycie, w porządku, Wasza sprawa – nikt Was nie zmusi do nauki. Jednak to, że czegoś Wy nie umiecie, nie oznacza, że inni też tego nie umieją. Język jest nierozerwalnie związany z życiem, te dwa pojęcia wzajemnie się przeplatają i żadne nie istnieje bez drugiego. Im bardziej interesujemy się życiem, tym lepiej znamy język i tym bogatszy mamy zasób słów, co pozwala nam na swobodną dyskusję na niemalże dowolny temat. Kto nie zna jednego, nie zna drugiego.

6 comments to “O nauce słownictwa słów kilka”
  1. Hmm… A jakie strony z artykułami w języku angielskim polecasz?

    Od jakiegoś czasu czytam newsy z CNN, ale to mi nie wystarcza. Przydałoby się trochę innej wiedzy:)

  2. Zgadzam sie prawie calkowicie.Ale zaprzatanie sobie umyslu slowkami np.ostrokrzew czy gzegzolka mija sie chyba z celem poniewaz najprawdopodobniej nie uzyjemy ich nigdy w zyciu a tylko zajmuja nam miejsce w sieci neuronowej:) Uczenie sie dziwnych slowek to sztuka dla sztuki zreszta jesli nie bedzie okazjii ich uzyc to i tak je zapomnimy:)

    • “Mija się z celem” – a jaki jest cel? Wszystko, czego się nauczymy, wzbogaca nasze słownictwo i przyczynia się do naszego rozwoju. Gdybyś nie znał tych słów w języku polskim, to byś nie napisał tego komentarza, więc już masz przykład, gdzie wiedza pozwoliła Ci na komunikację. 🙂

      Ja znam mnóstwo wymyślnych i niecodziennych słówek. Nie używam ich na co dzień, ale gdy się z nimi stykam (np. podczas rozmów z ludźmi, na lekcjach czy wykonując tłumaczenie), już wiem, o co chodzi, bo je znam. To, że coś jest rzadsze, nie oznacza, że jest gorsze czy mniej wartościowe. Oznacza za to, że jest przeznaczone dla bardziej świadomych i zaawansowanych użytkowników języka.

    • Niekoniecznie zapomnimy..
      Nawet jesli na co dzien nie uzyjemy to rozpoznamy w rozmowie i uscislimy ja 🙂 a czasem bywa tak, ze kiedy przetlumaczymy nieznane nam po polsku slowo/ pojecie z angielskiego to wzobacamy swoj polski jezyk. Wszystko poszerza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *